piątek, 16 września 2016

pol roku minelo jak jeden dzien & deszcz & aplikacje

W tytule troche przesadzilam, bo jest juz wrzesien,  ale nie sklamalam, ze minelo mi to bardzo szybko! ;) Lato jest dla mnie czasem w ktorych chce troche nadrobic biegania, bo mam wiecej czasu niz przez reszte roku, moge odwiedzic wiele roznych miejsc i tym z ciekawoscia sprawdzic nowe trasy. Znalazlam kilka ulubionych, inne odkrylam z zupelnie odmiennej strony i bede za nimi tesknic przez nastepne miesiace. Tylko za to pogoda, ta goraca, idealna na wakacje nie nalezy do moich ulubionych. Na szczescie pogoda bywa kaprysna i bylo sporo brzydszych dni, co dla mnie znaczylo swietnych na trening. Uwielbiam chlodniejsze powietrze, biega sie lzej, nie trzeba wybierac odpowiedniej pory, zeby uchronic sie przed sloncem i przede wszystkim jest bezpieczniej, bo nie traci sie tyle wody podczas biegu. A ja nigdy nie biore ze soba nic do picia, gdy wychodze pobiegac, bo jakos sie juz do tego przyzwyczailam. To lato bylo troche gorsze biegowo niz poprzednie, ale za to wiecej innych aktywnosci pojawilo sie pomiedzy przebiezkami, wiec uwazam je za udane. W ostatnim poscie napisalam, ze chcialabym jeszcze cos dolozyc w sierpniu i sporo km faktycznie udalo mi sie zrobic. Mam juz ponad 700 na koncie, troszke mniej niz ''wymarzylam'' sobie w planach na ten rok kiedy podsumowywalam poprzedni, ale.. Gdy porownam to z rokiem zeszlym, to juz w tym momencie mam jakies 300km wiecej niz wtedy. Czyli progres z pewnoscia jest, a to jest dla mnie istotne i motywujace do tego, zeby isc(a wlasciwie biec;)) do przodu i pokonywac kolejne swoje granice. 




                                             





                                                   





Chyba kazdy biegacz ma swoja ulubiona pogode, niektorzy lubia gdy jest zimno, inni powalczyc z wiatrem, a ja bardzo lubie biegac w deszczu i gdy pada snieg. Jest wtedy ciekawiej, czuje wieksza satysfakcje po treningu w takich warunkach i czas jakby szybciej mi mija. Nie wiem skad to upodobanie, moze dlatego, ze pierwsze treningi robilam w takich warunkach i, ze moj najlepszy bieg, polmaraton w Poznaniu, na ktorym notabene zrobilam fajna zyciowke uplynal wlasnie w deszczu, duuzym deszczu ;) Niewielu biegaczy spotykam na trasie, gdy biegam w deszczowe dni, wiec chyba malo kto ma taki sam, pogodowy gust jak moj..







Rzecz o ktorej chcialam juz ostatnio napisac, ale nie wiedzialam czy powinnam dotyczy aplikacji do biegania. Chce co nieco o tym jednak napisac. Istnieje mnostwo aplikacji do biegania, taka kolej rzeczy, bieganie jest na topie, a aplikacje sa bardzo pomocne. Kazdy uzywa ulubionych, ja uzywalam chyba najbardziej popularnej. Choc mowie o niej w czasie przeszlym, to nadal uwazam ja za fajna. I wlasnie w tym maly problem. Niektorzy maja taka potrzebe, po prostu to ich sposob do zapisywania treningow, pilnowania sie, czy wreszcie troche droga pochwalenia sie, czy zakomunikowania swiatu ''halo, ja biegam!zareaguj!;)". Normalna sprawa, biegacze sa rozni i byc moze niektorzy czasem potrzebuja uwagi, komplementow, chca zeby caly swiat wiedzial, ze biegowym krokiem przemierzaja swiat. Ja nie mialam takiej potrzeby, ale czesto gdy biegalam z kims to wrzucalam treningi na swoj profil. Jednak od kiedy kupilam zegarek z nadajnikiem GPS i wiem ile kilometrow przebieglam, czyli najwazniejsze info z treningu, to nie uzywam juz aplikacji biegowych. Treningi zapisuje w dzienniczku biegowym (ktory polecam!) i wlasnie w pamieci zegarka. Kilka osob zarzucilo mi, ze znudzilo mi sie bieganie, bo nie wrzucam treningow na Endo, czyli z pewnoscia juz nie biegam. Dlatego tego posta zamieszcze na moim profilu, zeby kochani rozwiac Wasze watpliwosci. Nie widac mnie za duzo, bo biegam po ulubionych trasach poza miastem, a z internetu tez nie dowiecie sie czy biegam, bo jak mozecie przeczytac zrezygnowalam z aplikacji. Watpliwosci mozecie natomiast rozwiac tutaj, zwlaszcza, ze zamierzam sie czesciej pojawiac i pisac ;) Nie ruszyly mnie jakos bardzo te komentarze i pytania, czy nawet male ironiczne zaczepki, bo ja robie to tylko i wylacznie dla siebie i swojego zdrowia, a nie po to, zeby ktos mnie widzial, czy komentowal. Ale wiem, ze jest kilka takich osob, ktore lubia wiedziec co sie u mnie aktywnego dzieje i ten blog, to jedyny sposob zeby sie tego dowiedziec, ten post jest wlasnie dla takich osob! ;)

Instagram <---  Odsylam na moj Instagram, bo tam tez robi sie coraz bardziej monotematycznie, coraz wiecej tam o mojej biegowej pasji!










wtorek, 12 lipca 2016

Niezbedna roznorodnosc

Prowadze dziennik treningowy, uaktualniam go systematycznie i dzieki temu moge analizowac dany tydzien, miesiac, czy w koncu podsumowac caly biegowy rok. W zeszlym roku rowniez staralam sie skrupulatnie notowac kazda aktywnosc i dzieki temu moge zobaczyc czy na przestrzeni czasu sie rozwijam, czy jednak stoje w miejscu, co robie lepiej, a z czym nadal walcze, bo nie za bardzo wychodzi. Sam fakt, ze prowadze taki dziennik daje mi sygnal, ze jest calkiem okej, bo skoro cos tam  wpisuje, to oznacza, ze aktywne zycie mi sie nie znudzilo i caly czas staram sie byc w ruchu. Jednak udalo mi sie dostrzec cos jeszcze, co wlasciwie mnie nie za bardzo nie zdziwilo, mam tendencje do opadania z sil latem, tych biegowych sil. A przynajmniej jesli chodzi o ilosc przebiegnietych kilometrow. Przyczyn jest pewnie kilka, a najwieksza z nich, to z pewnoscia wymowki, jednak mocno rywalizuje z nia trudnosc w 'wstrzelenie sie' w odpowiednia i przede wszystkim bezpieczna pogode do biegania; jakos dziwnie czesto zdarza sie, ze wlasnie w te najcieplejsze pory mam zaplanowany trening. Bylam przez chwile troche rozczarowana sama soba i tym, ze nie potrafie jeszcze tak wszystkiego w zyciu poukladac, tak rozplanowac swojego czasu,  obowiazkow,  zeby biegac duzo wiecej, az nasunela mi sie kolejna, tym razem pozytywna mysl. To prawda, biegam mniej, niz chocby w poprzedzajacym lato maju, ale ja wcale nie opadlam z sil, za to  wlasnie znalazlam czas na inne aktywnosci, ktore lubie, a o ktorych przez moment zapomnialam. Uwielbiam rower,  skakanke,  czy w reszcie moj ulubiony zestaw cwiczen abs,  ktory zawsze konczy sie zakwasami I ktorego bardzo dawno nie robilam.  Atywnosci jest mnostwo I dzieki temu wybor jest ogromny, wiec z pewnoscia kazdy znajdzie cos dla siebie. Dlatego gdy z jakis powodow nie udaje mi sie pobiegac,  to wymyslam cos innego.  Mialam taki czas, w ktorym postawilam bieganie na pierwszym miejscu i mialam wrazenie, ze jak zrobie cos innego zamiast biegania, to tak sie nie zmecze, nie bede miec tyle satysfakcji i frajdy. Jednak przeciez inne formy aktywnosci tez wyzwalaja we mnie  endorfiny i daja poczucie, ze zrobilam cos, co kosztowalo mnie duzo energii, ogromnych checi i samozaparcia. Zreszta przeciez zaczynalam przygode z nowym, zdrowszym i aktywniejszym zyciem od roznego rodzaju treningow, dopiero po jakims czasie, gdy poczulam sie pewniej chcialam i zaczelam biegac. I oczywiscie jestem wielka milosniczka biegania, ale rowniez ruchu w ogole. Nic nie daje mi tyle pozytywnej energii,dystansu i pokory, co bieganie, jednak lubie roznorodnosc, dlatego nie chce i nie ograniczam sie tylko do tego.  Najwiekszym plusem takiej sytuacji jest to, ze ja mam dzieki temu co jakis czas poczucie, ze tesknie za bieganiem. I dla mnie to jest najcenniejsze, bo robiac cos ciagle czesto istnieje ryzyko popadniecia w monotonie, rutyne, ktora meczy i nie pozwala cieszyc sie tym co robimy. Pracujac nad soba mozna uzywac wielu srodkow i nawet jesli mamy te swoje ulubione, to warto czasem cos pozmieniac, cos dodac, by potem jednak z tego zrezygnowac i znow poznac cos nowego,  i wreszcie finalnie docenic wielka wartosc tego ulubionego sposobu :)



Nie bylabym soba jednak, gdybym nie sprobowala do konca lata jednak dolozyc troche wiecej treningow biegowych niz dotychczas. To element pracy nad soba, a to wlasnie lubie.

sobota, 21 maja 2016

Kwietniowa Triada

Wreszcie nadszedł ten czas, w którym mój wpis będzie dotyczył startów. Ostatni mój start miał miejsce w Toruniu, był to półmaraton, mój pierwszy zresztą i świetnie go wspominam, ale to było w... grudniu. Stęskniona na atmosferą biegów ulicznych i swoich emocji związanych z bieganiem na takich imprezach bardzo cieszyłam się, że czas tak pędzi i nadchodzi kwiecień, w którym zaplanowałam trzy biegi. Trzy weekendy, dwa dystanse(2x10km i raz dystans półmaratonu).

Pierwszy bieg to start na 10km w moim rodzinnym mieście Żninie. Muszę przyznać, że to nie jest mój ulubiony dystans, ale nigdy u siebie nie biegałam, więc chciałam spróbować i chyba po prostu atmosfera sprawia, że kilka razy w roku chce zaliczyć taką odległość. To był chyba mój najgorszy bieg i oczywiście nie chodzi o czas, bo on nigdy nie wpływa na gorszą ocenę, ale samopoczucie. Dzień wcześniej nie za bardzo zadbałam o odpowiednie jedzenie i dlatego na trasie doskwierały mi kolki i generalnie poczucie ciężkości. Na szczęście to trwało tylko(lub aż) do połowy dystansu, a po nawrocie było już okej i nawet udało się sporo przyśpieszyć.
Trasa dość ciekawa, z jedną sporą górką i fajnymi widokami(uwielbiam biegać w towarzystwie natury, zwłaszcza gdy ta obudziła się do życia), ale pogoda trochę...nudna. Szaro, parę razy gdzieś zawiało, ale raczej bez żadnych przygód. Cieszę, się, że w moim mieście biega coraz więcej osób i, że nie boją pokazać się na biegach ulicznych, bo wiem, że są też tacy biegacze, którzy gdzieś tam troszkę się wstydzą i raczej nie są chętni do startowania, a nie ma czego się bać i jestem pewna, że jak spróbują, to zobaczą ile frajdy daje bieganie w grupie, a później satysfakcja z ukończenia biegu ;)
Oczywiście nie żałuje, że biegałam, bawiłam się dobrze i jak zwykle zrobiłam to w fajnym towarzystwie, a to istotne! ;) Ale w głowę miałam już tak na prawdę najbardziej wyczekiwany bieg z tych nadchodzących w kwietniu, mianowicie Półmaraton w Poznaniu!

9. PKO Poznań Półmaraton to zdecydowanie jak dotąd mój najfajniejszy bieg! A najlepsze jest to, że w ogóle się na taki nie zapowiadał. Kilka chwil przed startem mało było we mnie entuzjazmu i nawet trochę mnie irytował ten deszcz i opóźnienie, ale z drugiej strony i tak nie mogłam się doczekać. Bardzo lubię dystans półmaratonu, jednak to zaledwie mój drugi półmaraton w życiu, więc nadal czuję się w tym temacie nowicjuszem. Za to lubię również bardzo Poznań, więc cieszyłam się, że to właśnie tam mogę biec, dodatkowo pierwszy raz biegłam w tak dużej grupie, udział wzięło ponad 11 tysięcy biegaczy! Tak na prawdę od ostatniego półmaratonu nie przebiegłam tego dystansu i nawet nie specjalnie przygotowywałam się do tej imprezy. Biegam regularnie, ok. 100km miesięcznie, więc wiedziałam, że nie będę mieć problemu z przebiegnięciem i limitem, ale nie spodziewałam się świetnego czasu, zamierzałam jak zwykle dobrze się bawić i po prostu biec. Dzień wcześniej odebrałam pakiet, odwiedziłam Expo i bardzo lubię jak biegi łączą ze sobą akcje charytatywne, w Poznaniu był to bieg dla chorego chłopca, a wystarczyło tylko biec z przyczepiona karta z napisem 'Biegne dla Kubusia'. Nic skomplikowanego dla biegacza, a dzięki temu główny sponsor biegu przekazał fajną sumę na leczenie chłopca. Przed snem sprawdziła pogodę, były prognozy wskazujące na deszcz, ale dopiero podczas biegu. Podekscytowana próbowałam zasnąć, ale często przed biegiem mam problem ze snem, więc snu było mniej niż przewidywałam, jednak to co zobaczyłam rano od razu mnie ożywiło. Obudził mnie dźwięk kropel, mnóstwa kropel uderzających o parapet, pomyślałam sobie 'no super, już pada'. Zjadłam coś, niewiele, bo jak wiadomo z tym tez mam problem, zwłaszcza przed biegiem, więc szybko ubrałam się i poszłam na tramwaj. Myślałam, że przestało padać, a to tak na prawdę dopiero zaczęło. Wysiadłam niedaleko startu, wskoczyłam do hotelu po moja mentorkę, a padać jak nie przestało, tak nie przestało. Ja jednak już w domu zdecydowałam, że biegnę w krótkim. Było trochę zimno i  strasznie mokro, bo już nie padało, a lało, a tu jeszcze opóźnienia ze startem(kilkanaście minut zajęło mi wydobycie się ze swojej strefy na trasę), ale minął pierwszy kilometr i już było cieplutko, choć nadal bardzo mokro.
Niespodziewanie kilometr za kilometrem w towarzystwie deszczu biegło mi się coraz lepiej i jakoś tak.. klimatycznie. Deszcz przestał mi przeszkadzać, a wręcz stał się fajnym dodatkiem! Nie miałam zegarka, bo zostawiłam go w domu, ale aplikacji do biegania też nie włączyłam, pomyślałam, że ciekawie będzie biegać słuchając tylko swojego organizmu i ulubionej muzyki oczywiście! Znam już jednak trochę swój organizm, możliwości i wiem, że przez większość biegu utrzymywałam równe tempo i może dlatego biegło mi się tak fajnie. Trasa była bardzo przyjemna, właściwie tylko jeden, niewielki podbieg. Do tego kilka punktów odżywczych, ale ja tylko raz coś przekąsiłam, za to zawsze piłam wodę i napoje izotoniczne. Mimo pogody sporo kibiców pojawiło się na trasie, przybiłam kilkanaście piątek z uroczymi dziećmi i to jest zawsze miłe! ;) W okolicach 18/19km poczułam, że mam w sumie jeszcze trochę zapasu sił, więc przyśpieszyłam. Czułam, że jest nieźle, nawet przeszła mi przez głowę myśl, że może będzie czas w okolicach wyniku z Torunia, ale wbiegając na metę okazało się, że udało nawet się trochę urwać i wyszedł fajny czas,  2:07:15.



Po biegu w Poznaniu wiem, że można biec w deszczu i dobrze się bawić! To był udany bieg, świetna organizacja, fajny pakiet startowy, medal zresztą też.  Z przyjemnością wezmę udział w kolejnej edycji i mam nadzieję, że również będzie padać, wtedy nie będę mieć złudzeń, życiówka na pewno zostanie poprawiona :D

I przyszedł czas na ostatni bieg, tym razem lokalny, w Janowcu Wielkopolskim. Tego biegu też nie mogłam się doczekać, ponieważ wróciłam do miejsca, w którym wszystko się zaczęło i na dodatek, to również miejsce, w którym zadebiutowały Dagmara i Nikola, które biegają ze mną od jakiegoś czasu. Z Nikolą udało nam się zrobić trochę więcej treningów do tego biegu, a Daga była chora i trochę ją ominęło. Nawet nie do końca było pewne czy weźmie udział, ale w dniu w których miała rozstrzygnąć swoją dyspozycje, nasza młodsza i urocza biegaczka z Janowca zrobiła dla nas motywujące i zagrzewające do walki ze słabościami hasła, więc moja siostra stwierdziła, że nie odpuści. Jeszcze raz wielkie dzięki Nika, jak widać, miałaś swój spory wpływ na początek biegowej kariery Dagmary!:P
W drodze do Janowca wysłuchałam wielu obaw dziewczyn, ale trochę je uspokoiłam i już wiedziałyśmy, że będziemy się dobrze bawić. Odebrałyśmy pakiety, w tym roku nowością były koszulki, bardzo fajne zresztą, przydają się na wspólne treningi!
Sporo znajomych biegaczy pojawiło się na starcie i za to też lubię lokalne biegi;)
Bieg główny poprzedzony był biegami dla dzieci, co uważam z świetny pomysł, więc pokibicowałyśmy trochę młodszym i.. przyszedł czas na nas.
Lubię trasę janowieckiego biegu, choć jest na niej jedna górka, która potrafi  zabrać sporo energii, w tym roku nie zrobiła na mnie wrażenia, ale jak debiutowałam w poprzedniej edycji, to lekko nie było. Wiedziałam, że dziewczyny sobie poradzą, ale nie chciałam żeby się zniechęciły, więc w tym dniu liczyły się one, a ja miałam za zadanie trochę im pomóc. I tutaj kolejna dobra dusza z Janowca nam pomogła, p. Ania biegła z nami i sporo nam pomogła! Dziękujemy za wsparcie na trasie, wodę i myślę, ze również pani osoba miała spory wpływ na przebiegniecie z powodzeniem trasy przez Dagmarę! :) Nikola po 4, 5 km poczuła się pewniej i troszkę przyśpieszyła. Na 7, czy 8 kilometrze pojawił się deszcz, ale jak wiadomo, ja od półmaratonu w Poznaniu deszcz podczas biegu lubię bardzo! :D Myślę, że pogoda mimo wszystko nie może zepsuć zabawy z biegania, przynajmniej mi ;)  Dagmara mimo złego samopoczucia nie poddawała się, walczyła z kolkami, samą sobą i udało jej się, bo  jakieś 4 minuty po Nikoli wbiegła na metę!
No cóż.. wiedziałam, że to również dla Nikoli i Dagmary Janowiec będzie idealnym miejscem na debiut ;)
 Jestem z nich dumna i cieszę się, że chciały i nie bały się spróbować swoich sił! 10km to nie mało i to spore wyzwanie dla organizmu, a ja myślę, że to nie koniec i kiedyś wspólnie staniemy na starcie półmaratonu :)






Starty startami, a teraz kiedy wreszcie mam troche czasu dla siebie i najdłuższe w życiu wakacje zamierzam sporo biegac. Początek maja marnie wyglądał, niewiele  kilometrów nabiegałam, ale nie warto juz o tym rozmyslac, tylko czas nadrobic zaleglosci i rozbiegac sie na dobre :)
Do zobaczenia gdzies tam na biegowych sciezkach!






środa, 23 marca 2016

nadchodzi wiosna?!

 Troche zapadlam w zimowy sen,  na szczescie tylko w przypadku 'blogowania', ale juz nie spie! ;)
Coraz bardziej czuje w powietrzu wiosne, wiec chyba powoli moge podsumowac zimowe bieganie. Bieganie o tej porze roku jest dosc wymagajace, choc musze przyznac, ze z wielka ochota uwalnialam endorfiny, gdy termometr wskazywal ujemne temperatury, a za oknem padal uroczy snieg. W takich warunkach kazdy trening byl sporym wyzwaniem i taka zimowa aura zachecala mnie bardzo, nawet jesli pare razy przez ten sam uroczy snieg przytulilam sie do ziemi, po drodze nabijajac kilka siniakow;) Najgorzej i najtrudniej jest wskoczyc w biegowe ciuchy i wyjsc z domu w szare, ponure dni, ktore nie serwuja zadnych przygod na trasie, typu szalejacy wiatr, czy chocby kilka kropel deszczu.Takich dni jak na zlosc bylo sporo podczas tej zimy (chyba ktos wystawia moj charakter na probe!), ale to mnie nie zlamalo. Nie jestem profesjonalnym biegaczem, ba, ja nawet nie chcialabym takim byc, wiec nie rozkladam swoich treningow nigdy na czynniki pierwsze, ale jednak odczucia po skonczonym bieganiu potrafia wiele powiedziec. Zdecydowanie wiekszosc konczyla sie udanie(zreszta, jak juz wyszlam i biegne, to jak moze byc nieudanie?), ale pare razy zdarzylo mi sie miec nogi ciezkie jak stal i mialam wrazenie, ze nie zdolam zrobic nawet kilometra.. Wtedy tez czesto wracalam szybciej do domu niz planowalam. Jednak takie trudniejsze momenty tez buduja moj charakter i przypominaja mi, ze mimo, ze bieganie stalo sie dla mnie latwiejsze, to nie zawsze jest komfortowo i czasami trzeba powalczyc z samym soba i glowa, ktora chce zawrocic po jednej petli do domu. I pare razy wrocila, ale kilka razy tez jej sie nie udalo, bo natchnione serce minelo dom i.. jakims cudem jednak zrobilo dluzszy trening. Potrzebuje chwil rezygnacji, odpuszczenia, jak i walki, bo jak cenna bylaby moja osobista wygrana, nie znajac smaku porazki?  Treningi zdarzaja mi sie rozne, ale najczesciej sie nie przemeczam i raczej dbam o dystans, a nie o czas. Po prostu dla mnie samym powodem do radosci jest wyjscie na trening, a nie cyfry, ktore pojawia sie na zegarku po powrocie do domu. Moze dlatego nie zdarzylo mi sie wrocic do domu z nietega mina, czy irytacja, wrecz przeciwnie, nigdy nie zaluje, ze poszlam biegac, a kazdy trening koncze chocby jednym, malym, malusienkim usmiechem :P
Oczywiscie, zdarzaja sie momenty kiedy mam ochote troche siebie sprawdzic,swoja dyspozycje i troche sie poscigac ze sama soba, ale to nie jest moj nadrzedny cel. Wlasnie, cel. Moim celem jest po prostu reguralne bieganie przynoszace frajde i to moj plan treningowy. Troche ambicji we mnie tez jest, wiec wraz z poczatkiem roku ustalilam ze swoimi nogami, ze bedziemy chcieli przebiec w tym roku 1200km, a moje zadanie to robienie 100km w kazdym miesiacu i jak na razie dobrze nam o wychodzi. Brak czasu to rownie slabe wytlumaczenie jak zla pogoda, ale faktycznie troche go mam ostatnio mniej, wiec to 100km zadowala mnie. Rownoczesnie z utesknieniem wyczekuje najdluszych w zyciu wakacji, podczas ktorych duza czesc wolnego czasu poswiece na bieganie, odkrywanie nowych tras, a moze i dystansow.
Za chwile kwiecien i pierwsze biegi. Zaplanowalam trzy, dwa z nich to lokalne biegi na 10km, a jeden to polmaraton w Poznaniu. Zacznie sie juz za niecale trzy tygodnie, bo 10 kwietnia biegne w Zninie. Rok temu nie udalo mi sie pobiec w swoim miescie, ale w tym roku juz nic nie stoi na przeszkodzie, zeby sprawdzic sie na zninskiej trasie. Bardzo mi brakowalo udzialu w tego typu sportowej imprezie, wiec ciesze sie, ze w tym wypadku czas tak szybko pedzi i zaraz stane na starcie. Mam nadzieje, ze sam bieg bedzie udany i zacheci wielu jeszcze nie biegajacych, do tego, aby troche sie poruszac ;) Do zobaczanie!







poniedziałek, 25 stycznia 2016

Zimowe wyzwania


Bieganie zima to prawdziwe wyzwanie, bo duzo trudniej zmobilizowac sie kiedy szybko zapada zmrok, mroz nie daje spokoju albo jest tak slisko, ze prawdopodobienstwo zderzenia sie z ziemia jest ogromne. Pogoda jednak nie odstraszy prawdziwych biegaczy, wystarczy odrobina motywacji i odpowiedni ubior. Ja akurat bardzo lubie biegac zima, zwlaszcza kiedy proszy snieg i po prostu im trudniejsze warunki do biegania tym mam wieksza satysfakcje po skonczonym treningu. Dodatkowa motywacja jest sam fakt, ze to poczatek roku i warto byloby zaczac go dobrze i byc z siebie zadowolonym. Styczen  mija mi swietnie, tylko niestety mialam tygodniowy odpoczynek od biegania, ale wyszlo mi to w rezultacie na dobre. Steskniona za bieganiem z nowa energia i swego rodzaju swiezoscia wrocilam do treningow i w poprzednim tygodniu przebieglam 40km, a dawno juz nie osiagnelam takie dystansu w 4 dni. Dodatkowo zafundowalam sobie male wyzwanie i od wczoraj do piatku chce codziennie przebiec co najmniej 10km. Dzieki temu na pewno w srodku tygodnia peknie mi 100km, poza tym mam ferie i musze wykorzystac troche wolnego czasu. Jest calkiem cieplo, tylko za to wszedzie mokro i slisko, ale przeciez nie zawsze musi byc latwo. Biegam najczesciej gdy jest juz ciemno, wiec musze ograniczyc sie do biegania po miescie, ale pare dni temu udalo mi sie pobiegac przed poludniem i dzieki temu odwiedzilam jedna z ulubonych tras za miastem. Widoki byly przepiekne, mnostwo sniegu, uspionej natury i ciszy. Przez kilka dni, gdy bylo juz bardzo zimno, to troche biegacze sie pochowali, ale wczoraj znow mijalam kilku i strasznie fajnie widziec, ze innym tez sie chce. Warto podjac walke z lenistwem, wyjsc pobiegac, a potem wrocic i nagrodzic sie goraca herbata, ksiazka i jakimis koniecznie niezdrowymi pysznosciami :P

Pozdrowienia dla nowych biegaczek!







środa, 20 stycznia 2016

Podsumowanie Biegowego Roku 2015

Mimo tego, ze zdarzalo mi sie wyjsc pobiegac juz w 2014 roku, to moj pierwszy biegowy rok to wlasnie 2015. To byl piekny i ciekawy czas, dlatego koniecznie musze go podsumowac. Zaczelam wlasciwie w grudniu 2014 kiedy warunki atmosferyczne bywaly trudne, ale dzieki temu satysfakcja z kazdego treningu byla wieksza. Pierwsze przebiezki nie wynosily pewnie wiecej niz 2km, ale zaczelam wreszcie wychodzic biegac regularnie. Przez nastepne 2, 3 tygodnie biegalam 3 razy w tygodniu po 5km i juz wtedy czulam, ze ten sport mnie wciaga coraz bardziej. Pod koniec stycznia idac na trening pomyslalam sobie, ze fajnie byloby  troche zwiekszyc dystans i zrobilam dwie, zamiast jednej ulubionej petli. Wtedy wlasnie przebieglam swoje pierwsze 10km w zyciu i to bylo... niesamowite ;) Kazdy poprzedni bieg sprawial mi radosc, ale nowy dystans to zawsze dodatkowe emocje i endorfiny. Pomyslalam, ze fajnie byloby niedlugo wziac udzial w jakims biegu i przypuszczalam, ze pierwszy bieg zalicze w rodzinnym miescie, w Zninie, bo byl najszybciej w okolicy, ale akurat wtedy mialam przymusowe wolne od biegania i padlo na Janowiec Wlkp. Ten start, to byla dla mnie zupelna nowosc i to od razu od strony uczestnika. To byl wlasciwie jedyny bieg przed ktorym sie stresowalam i nie wiedzialam czego sie spodziewac. Bylam podekscytowana, ale rownoczesnie obawialam sie, ze widok tylu biegaczy, cala atmosfera i otoczka wokol biegu sprawi, ze za bardzo od poczatku mnie poniesie i strace zbyt duzo sil, a potem bede moze nawet isc. Na szczescie moje obawy sie nie sprawdzily i pozytywnie sie zaskoczylam. Bieglam w fajnym towarzystwie i to byl w ogole przyjemnie spedzony czas! Zauroczona pierwszym biegiem wiedzialam juz, ze na tym nie koniec i postaram sie wystartowac jeszcze w kilku innych biegach.
I tak tez sie stalo, bo zaliczylam w sumie 5 biegow na 10km:
- Bieg Hopfera w Janowcu,
- Bieg Papiernika w Kwidzyniu,
- Nocna Dycha Kopernikanska w Toruniu,
- Biegi im. Gustawa Madroszczyka w Gasawie,
- Bieg Westerplatte w Gdansku,
(Dodatkowo ten ostatni bieg przyniosl mi moj najlepszy czas, 53:04.)
I na zakoczenie roku pierwszy polmaraton:
- Polmaraton Swietych Mikolajow w Toruniu.

 Oprocz tych startow bylo mnostwo treningow, ktore sa trudniejsze niz sam bieg w towarzystwie duzej ilosci zakochanych w bieganiu osob, kiedy na trasie sporo kibicujacych osob i w ogole cala atmosfera bardzo napedza. Czesto naprawde trudno bylo mi sie zmotywowac, ale biegalam nawet gdy strasznie padal deszcz i snieg, latem, kiedy upal byl trudny do zniesienia, czy gdy strasznie wialo. Ale kazdy trenning konczyl sie tak samo, z ogromna satysfakcja i szalejacymi endorfinami. I nawet polubilam treningi w gorszych warunkach atmosferycznych, bo czuje, ze w ten sposob moge jeszcze bardziej zbudowac swoj charakter.To byl niesamowity rok obfitujacy w wiele wyzwan i pokazujacy, ze dla takich chwil warto zyc. Udowodnilam sobie, ze moge wiecej niz mysle i ze to czego pragniemy, jest czesto na wyciagniecie reki. Zeby osiagnac sukces trzeba wlozyc w to sporo pracy, cierpliwosci i motywacji, ale nastepujaca po tym satysfakcja jest niewiarygodna, wiec z wlasnego doswiadczenia moge tylko powiedziec, ze warto! Kazdy sport potrafi dac nam sporo radosci, ale w bieganiu cenne jest to, ze rozwija nie tylko cialo. Ja sama dzieki niemu potrafie utrzymac samodyscypline, lepiej zorganizowac wlasny czas, dostrzec sporo pieknych rzeczy dookola, ktorych kiedys nie zauwazalam i wiem, co oznacza pokora. Dodatkowo podczas biegania mam czas tylko dla siebie, moge odpoczac od codziennosci, przemyslec niektore rzeczy, czy po prostu oddac sie tej przyjemnej chwili. Jestem szczesliwa, ze zaczelam biegac i wiem, ze ta przygoda przyniesie mi wiele nowych, niesamowitych przezyc. Nie zaluje ani jednego zrobionego treningu, szkoda tylko tego, ze zdarzalo mi sie, ze lenistwo wygrywalo i odpuszczalam, ale to tylko motywacja zeby w tym roku to poprawic:) Przebieglam 777km z usmiechem na ustach, spelnilam wlasne marzenia i cieszylam sie z kazdego kolejnego kroku.

Nie mam za wielkich planow na 2016 rok. Chce po prostu... biegac, duzo biegac, wyeliminowac wymowki i nigdy nie stracic radosci z biegania. Chcialabym zaliczyc te biegi co w zeszlym roku i moze kilka nowych,przebiec dwa polmaratony, w Poznaniu i w Toruniu. Do tego powoli mysle o maratonie... Ale jesli mialabym przebiec maraton, to dopiero po wakacjach. Ciekawi mnie jeszcze bieg z przeszkodami :) Nie wiem co przyniesie ten rok, ale jestem pelna optymizmu i wiem, ze wszystko w moich rekach! yyy, nogach! ;)




niedziela, 3 stycznia 2016

Półmaraton Świętych Mikołajów!

Jest trzeci dzien Nowego Roku, a ja czuje ogromna potrzebe  napisania jeszcze o swoim pierwszym polmaratonie, choc mialam zrobic kilka dni po biegu, to sie nie udalo, ale lepiej pozno niz wcale. Teraz to juz wspomnienie, a nie relacja 'na goraco', ale taka tez bedzie dla mnie wazna za pare lat, gdy beda wspominac ten bieg. Historia miala miejsce 06.12 w Toruniu, podczas Festiwalu Biegow Swietych Mikolajow. Z tym polmaratonem bylo dziwnie o tyle, ze nigdy nie widzialam jako kibic biegu na takim dystansie, wiec bylam jeszcze bardziej podekscytowana. Zreszta dla kazdego biegacza debiut na 21,097 km brzmi pewnie rownie ekscytujaco co dla mnie. Bardzo chcialam przebiec w tym roku polmaraton, a gdy dowiedzialam sie, ze jest taki specyficzny i ciekawy Mikolajkowy bieg, na dodatek w grudniu, czyli idealnie na zakonczenie roku, pomyslalam, ze to swietny moment na przezycie czegos nowego.

Moja historia z polmaratonem:

Pomysl pojawil sie juz po drugim, czy trzecim starcie na 10km, ale to nadal byla totalna abstrakcja, az po ostatnim biegu we wrzesniu, bylam juz zdecydowana i zdeterminowana, ze w grudniu zrobie ten polmaraton.W pazdzierniku pomyslalam, ze powinnam troche wiecej zaczac biegac, ale tak na prawde nie zwiekszylam treningow. Pare razy zrobilam dluzsze wybiegania, ale moglabym to zliczyc na palcach jednej reki, wiec najczesciej najdluzszym biegiem w tygodniu bylo jakies 10km i to nie zawsze. Caly czas jednak staralam sie biegac jak najwiecej, choc najczesciej zostawalam przy moich ulubionych treningowych pieciu kilometrach. Zreszta chyba zaden plan treningowy nie wchodzil w gre, bo jestem typem czlowieka, ktoremu najlepiej wychodzi to, czego nie planuje.


Wreszcie nadszedl weekend!

Tydzien przed polmaratonem byl dla mnie trudny i meczacy nie tylko biegowo, dlatego nie moglam sie doczekac, az wreszcie nadejdzie wyczekiwany weekend. Wszyscy smiali sie ze mnie kiedy mowilam, ze jade odpoczac i sie zresetowac po ciezkim tygodniu, ale to byla prawda, bo biegajac mozna na prawde odpoczac nawet przy tylu kilometrach. Do Torunia pojechalam dzien wczesniej i ku milemu zaskoczeniu juz w drodze spotkalam moja mentorke (yeah, I know that you are reading it :D) i musze przyznac, ze to w duzej mierze za jej zasluga zdecydowalam sie sprobowac swoich sil w polmaratonie, zreszta rowniez uslyszalam o tym biegu sporo fajnych rzeczy i bardzo nastawilam sie na ta impreze biegowa. Bardzo lubie Torun i McJunk przed biegiem jest juz tradycja, a o tradycje trzeba dbac! Poza tym pespektywa spedzenia jednego dnia wiecej z innymi, fajnymi biegaczami zawsze wygrywa, a tak bylo w Toruniu, bo mialam okazje poznac jeszcze innych biegaczy, Bastiana i jego uroczego psa - Jorde! I to byl moj pierwszy bieg w ktorym oprocz nas, biegaczy, udzial mogli wziac rowniez czworonozni przyjaciele i to jest bardzo fajna inicjatywa.  Dzien przed biegiem na torunskiej starowce mozna bylo dostrzec sporo biegaczy, niektorzy nawet wykorzystywali ten czas na ostatnia przebiezke, ale mi by to w zyciu do glowy nie przyszlo... :D
Zdecydowanie preferuje relaksacyjne spedzanie czasu przez biegiem, wiec jedynym ruchem bylo male zwiedzanie Starowki i odebranie pakietow. Przyjemnosci przyjemnosciami, ale trzeba bylo o rozsadnej godzinie polozyc sie spac, bo bieg byl o 11:00, a wiadomo, ze trzeba bylo wstac pare godzin wczesniej, bo sniadanie i sprawy organizacyjne. Ta noc minela mi ciezko, nie wiem, czy to przez to, ze w glowie juz pojawil sie polmaraton i zwiazane z nim podekscytowanie, czy po prostu zmiana miejsca i zwykly przypadek.

POLMARATON!

Nie pamietam, ale tego dnia pewnie wstalam gdzies okolo 7 rano i mimo, ze mam  zawsze duzy opor z jedzeniem o tej porze, to dzieki przeczytanym kilku biegowym artykulom, wiedzialam, ze sniadanie przed polmaraton jest strasznie wazne, wiec zrobilam co moglam, zebys choc troche zapelnic zoladek. Potem juz tylko przebranie sie i przyczepienie numeru startowego. Fajnie, ze wszyscy maja taki sam outfit; czerwone koszulki z mikolajem no i charakterystyczne czapeczki. Jorda byla chyba jedynym psem, ktory przywdzial rowniez koszulke z pakietu i jak zwykle wywolala swoja osoba spore zamieszanie. Coz, niektorzy maja w sobie tyle uroku, ze nie da sie przejsc obok nich obojetnie!;) Przed startem na dworze wydawalo sie byc chlodno, ale juz pojawialo sie powoli slonce. Chyba najbardziej nie lubie tego momentu podczas biegu, kiedy trzeba sie juz ustawic na starcie i czekac, az sie wszyscy rusza i az sie przekroczy linie startu. Jednak tutaj czas jakos szybciej mi minal i widok tylu biegnacych i usmiechnietych Mikolajow na raz byl imponujacy! Minelo kilka minut i wreszcie slysze odliczanie, 3..2..1.. Ruszamy. Oczywiscie nie wyobrazam sobie biegac bez muzyki, wiec szybko sie wylaczylam i zlapalam wlasny rytm. Na poczatku trasa wiodla oczywiscie przez starowke, a tam po bokach linii startowej dziesiatki fotoreporterow i dziesiatki kibicow, usmiechnietych kibicow. Biegacze tez byli usmiechnieci! Kompletnie nie myslalam o tym na jaki czas biec, nie zakladalam zadnego wyniku, chcialam biec po prostu na tyle ile potrafie, ale nie szalec od poczatku, zeby sie pozniej nie meczyc. W ten sposob oddalam sie czystej, niemozliwej do opisania rozkoszy z biegania. Zaczelam tempem cos ponad 6:00 i mysle, ze caly bieg bieglam w miare rowno, pare razy zeszlam kilka sekund ponizej, ale caly czas bylo lekko, fajnie i przyjemnie. Tylko niestety na poczatku kolka dala o sobie znac, ale staralam sie o tym nie myslec, mijam pierwsze 5km, lyk wody i biegne dalej, a o kolce juz nie pamietam. Kolejne kilometry mijaja rownie przyjemnie, na 9 km nawet troche przyspieszylam i konczac 10 km wiedzialam, ze zmiescilam sie w godzinie, wiec pomyslalam sobie, ze jest na prawde dobrze. Dlugi odcinek, ktory wiodl przez las byl swietny, ja uwielbiam biegac w towarzystwie natury, plus bylo ciekawie ze wzgledu na nierownosci i sporo piachu wszedzie. Po drodze minelam rowniez kilku biegaczy w oryginalnych przebraniach, milo widziec takich biegowych freakow! Bardzo pozytywnie minelo mi polowa biegu, az... az na okolo 12 kilometrze pojawil sie odcinek z kilkoma podbiegami i zbiegami naraz;  gdzies tam duza gorka, za chwile spory kawalek z gorki; no widzialam, ze co niektorzy mieli problem z utrzymaniem rownowagi :D Co prawda nie zatrzymalam sie ani razu, ale czulam, ze troche zwolnilam. To byl trudny odcinek i bardzo niespodziewany, zwlaszcza, ze podloze tez nie bylo latwe. Na drugim punkcie odzywczym znow sie zatrzymalam i wypilam kilka lykow wody. Wiem,ze nie ktorzy nie chca tracic na to czasu i pija w biegu, ale ja strasznie tego nie lubie i wole troche zwolnic. To chyba bylo na 14, czy 15km, bardzo duzo ludzi zreszta wtedy bylo na tym punkcie, wszyscy tacy rozluznieni, co niektorzy pewnie woleliby tam juz  zostac, ale zostalo jeszcze kilka kilometrow. Dwa kolejne kilometry bieglam w towarzystwie nowo poznanej biegaczki, rowniez debiutantki na tym dystansie; fajnie bylo poznac kawalek czyjes biegowej historii i jej wrazenia z trasy. Ostatnie kilka kilometrow mijalo mi bardzo spokojnie, nie dolegaly mi zadne bole. Co jakis czas widzialam grupki kibicow, sporo dzieciakow wyciaga raczki, zeby przybic im piatki - ja robie to za kazdym razem, bo bardzo lubie taka mala wymiane energii i usmiechu. W ogole cala ta otoczka, atmosfera, wlasnie kibice i wreszcie swiadomosc tego, ze spelniam nowe marzenia i robie kolejny krok do przodu w biegowym zyciu dodawalo mi caly czas skrzydel. Bieglam jak natchniona, nie czulam wielkiego zmeczenia, jedyny dyskomfort wynikal z tego, ze bylo mi troche za goraco, ale jakos wytrzymalam. Mimo, ze czulam sie dobrze na trasie, to ulzylo mi gdy zobaczylam tabliczke z napisem 20km, bo wiedzialam, ze to juz na prawde koncowka. Kompletnie stracilam poczucie czasu i bylam ciekawa z jakim czasem wyladuje na mecie. Przebieglam jeszcze kilakset metrow i widze lekki podbieg, domyslam sie, ze to linia mety, bo dookola sporo zachecajacych do walki z samym soba kibicow. Troche przyspieszam, bo chce juz miec za soba ten podbieg, wyprzedzam jeszcze kilka biegaczy, przybijam ostatnia piatke i... i mijam mete! Widze, ze moj czas to cos okolo 02 godzin i 10 minut, (kilkanasnie minut pozniej dostalam sms'a z czasem netto 02:09:29), wolontariusz zawiesza mi medal, a ja przez chwile kibicuje jeszcze innym wbiegajacym na mete. Czuje dume i spora ekscytacje, bo juz wiem, ze mi sie udalo i, ze to dzieki tym wielu treningom na ktore zreszta czasami nie chcialo mi sie isc, a jednak poszlam. Moglabym w tym samym czasie siedziec w domu i tracic czas na rzeczy, ktore nie doprowadzimy by mnie do tego miejsca w ktorym jestem, ale wybralam inna droge i dzieki temu osiagnelam moj najwiekszy biegowy sukces i zwyciezylam z sama soba. To byl wyjatkowy dzien, wyjatkowa chwila i wyjatkowe przezycia.

Po polmaratonie:

Tego dnia jednak nie skoczylam na 21 kilometrach, bo wrocilam jeszcze na trase z p. Ania po Bastiana i Jorde i dzieki temu pierwszy raz w zyciu przebieglam... 25km! Potem oczywiscie  regeneracja, uzupelnienie plynow i tylko male napelnienie zoladka, bo tak samo nie chce mi jesc przed biegiem jak i po :D I oczywiscie to co dobre, zawsze szybko sie konczy i juz niedlugo trzeba bylo sie zbierac do domu, ale wracalam za to z nowymi doswiadczeniami! ;)

Podsumowujac:
To byla moja ostatnia biegowa impreza w 2015 roku i to z pewnoscia byl moj najfajniejszy bieg. W ogole to byl swietny weekend biegowo i nie tylko, spedzony w milym towarzystwie. Lubie taka odskocznie od rzeczywistosci i podejmowanie nowych wyzwan, a polmaraton niewatpliwie byl dla mnie duzym wyzwaniem, konczacym zreszta moj pierwszy biegowy rok. Jesli chodzi o sam bieg, to strasznie mi sie podobal, duza frekwencja, cala organizacja na bardzo dobrym poziomie. Fajnym pomyslem sa rowne koszulki i czapki, w ktorych wszyscy musza biec i sama data biegu, nie ma to jak biegac w Mikolajki! ;) Trasa nie byla latwa, zwlaszcza odcinek w lesie; wystajace korzenie, piach, liczne zbiegi i kamienie, ale dzieki temu bylo ciekawiej. Mi trasa podobala sie bardzo, bo nie mam okazji biegac czesto po lesie i nigdy nie moze byc za latwo, a dzieki temu trzeba bylo troche bardziej z soba powalczyc, wiec i satysfaksja byla wieksza. Duzy plus za  towarzyszace glownym biegom biegi dla dzieci i bieg na 10km - kazdy mogl znalezc cos dla siebie.
Bardzo zauroczyl mnie ten polmaraton i na pewno wroce tam za rok! Mam jeszcze wiekszy apetyt na bieganie, wiec mysle, ze nowy rok bedzie obfitowal w znane juz i nwoe imprezy biegowe, kolejne wyzwania i proby przebicia sie przez mur swych slabosci. Mysle, ze ten polmaraton byl dla mnie zakonczeniem starego roku w dobrym stylu. Wiem juz polmaraton jest w zasiegu moich nog!
Na koniec pozostaje mi tylko powiedziec; ,,To co w nas wiele kosztuje, najlepiej smakuje''.

Kilka zdjec na pamiatke:









  Zabieram sie za zbieranie mysli na temat minionego biegowego roku i planach na nowy rok, a pozniej oczywiscie podziele sie tym tutaj. Wszystkim biegaczom i nie tylko zycze udanego Nowego Roku, bo choc kazdy z nas ma rozne pasje, to  najwazniejsze jest to, zeby je w ogole miec. To one beda napedzac nas zebysmy byli kazdego dnia lepsza wersja siebie wczorajszego i beda dawaly sily na walke o marzenia, cele. Zdrowie przyda sie wszystkim i radosc z codziennosci rowniez, wiec wszystkiego dobrego w 2016 roku!