Troche zapadlam w zimowy sen, na szczescie tylko w przypadku 'blogowania', ale juz nie spie! ;)
Coraz bardziej czuje w powietrzu wiosne, wiec chyba powoli moge podsumowac zimowe bieganie. Bieganie o tej porze roku jest dosc wymagajace, choc musze przyznac, ze z wielka ochota uwalnialam endorfiny, gdy termometr wskazywal ujemne temperatury, a za oknem padal uroczy snieg. W takich warunkach kazdy trening byl sporym wyzwaniem i taka zimowa aura zachecala mnie bardzo, nawet jesli pare razy przez ten sam uroczy snieg przytulilam sie do ziemi, po drodze nabijajac kilka siniakow;) Najgorzej i najtrudniej jest wskoczyc w biegowe ciuchy i wyjsc z domu w szare, ponure dni, ktore nie serwuja zadnych przygod na trasie, typu szalejacy wiatr, czy chocby kilka kropel deszczu.Takich dni jak na zlosc bylo sporo podczas tej zimy (chyba ktos wystawia moj charakter na probe!), ale to mnie nie zlamalo. Nie jestem profesjonalnym biegaczem, ba, ja nawet nie chcialabym takim byc, wiec nie rozkladam swoich treningow nigdy na czynniki pierwsze, ale jednak odczucia po skonczonym bieganiu potrafia wiele powiedziec. Zdecydowanie wiekszosc konczyla sie udanie(zreszta, jak juz wyszlam i biegne, to jak moze byc nieudanie?), ale pare razy zdarzylo mi sie miec nogi ciezkie jak stal i mialam wrazenie, ze nie zdolam zrobic nawet kilometra.. Wtedy tez czesto wracalam szybciej do domu niz planowalam. Jednak takie trudniejsze momenty tez buduja moj charakter i przypominaja mi, ze mimo, ze bieganie stalo sie dla mnie latwiejsze, to nie zawsze jest komfortowo i czasami trzeba powalczyc z samym soba i glowa, ktora chce zawrocic po jednej petli do domu. I pare razy wrocila, ale kilka razy tez jej sie nie udalo, bo natchnione serce minelo dom i.. jakims cudem jednak zrobilo dluzszy trening. Potrzebuje chwil rezygnacji, odpuszczenia, jak i walki, bo jak cenna bylaby moja osobista wygrana, nie znajac smaku porazki? Treningi zdarzaja mi sie rozne, ale najczesciej sie nie przemeczam i raczej dbam o dystans, a nie o czas. Po prostu dla mnie samym powodem do radosci jest wyjscie na trening, a nie cyfry, ktore pojawia sie na zegarku po powrocie do domu. Moze dlatego nie zdarzylo mi sie wrocic do domu z nietega mina, czy irytacja, wrecz przeciwnie, nigdy nie zaluje, ze poszlam biegac, a kazdy trening koncze chocby jednym, malym, malusienkim usmiechem :P
Oczywiscie, zdarzaja sie momenty kiedy mam ochote troche siebie sprawdzic,swoja dyspozycje i troche sie poscigac ze sama soba, ale to nie jest moj nadrzedny cel. Wlasnie, cel. Moim celem jest po prostu reguralne bieganie przynoszace frajde i to moj plan treningowy. Troche ambicji we mnie tez jest, wiec wraz z poczatkiem roku ustalilam ze swoimi nogami, ze bedziemy chcieli przebiec w tym roku 1200km, a moje zadanie to robienie 100km w kazdym miesiacu i jak na razie dobrze nam o wychodzi. Brak czasu to rownie slabe wytlumaczenie jak zla pogoda, ale faktycznie troche go mam ostatnio mniej, wiec to 100km zadowala mnie. Rownoczesnie z utesknieniem wyczekuje najdluszych w zyciu wakacji, podczas ktorych duza czesc wolnego czasu poswiece na bieganie, odkrywanie nowych tras, a moze i dystansow.
Za chwile kwiecien i pierwsze biegi. Zaplanowalam trzy, dwa z nich to lokalne biegi na 10km, a jeden to polmaraton w Poznaniu. Zacznie sie juz za niecale trzy tygodnie, bo 10 kwietnia biegne w Zninie. Rok temu nie udalo mi sie pobiec w swoim miescie, ale w tym roku juz nic nie stoi na przeszkodzie, zeby sprawdzic sie na zninskiej trasie. Bardzo mi brakowalo udzialu w tego typu sportowej imprezie, wiec ciesze sie, ze w tym wypadku czas tak szybko pedzi i zaraz stane na starcie. Mam nadzieje, ze sam bieg bedzie udany i zacheci wielu jeszcze nie biegajacych, do tego, aby troche sie poruszac ;) Do zobaczanie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz