Nie mam czasu ostatnio pisac tutaj cokolwiek, ale nie moge odpuscic sobie napisac co nieco o dzisiejszym biegu ;) Wzielam udzial w 6 edycji Biegu Papiernika w Kwidzyniu - troche daleko, trzeba bylo wczesnie wstac, ale z pewnoscia bylo warto! Niewyspalam sie, bo jakos srednio sypiam dzien przed biegami, zreszta z meczami mam tak samo, wiec lekko ziewajaca dotarlam do Kwidzynia. Przywitala mnie chmura ludzi, oprocz mnostwa biegaczy, bylo rowniez mnostwo kibicow, a to zawsze cieszy. To jedyny bieg jaki znam, ktory jest darmowy, a organizacja na bardzo wysokim poziomie; byly i pakiety startowe z czapka, kalendarzem, woda i jeszcze piekne medale! Do tego posilek po biegu, losowanie nagrod, nie zabraklo na trasie dla nikogo wody, a po biegu mozna bylo liczyc jeszcze na kolejna porcje mineralnej i izotoniki. Nie planowalam zadnego czasu, chcialam po prostu jak najlepiej pobiec i miec z tego ogromna radosc, ale zastanawialam sie bardzo na ile stac mnie na dzis, gdy ostatnio za duzo nie biegalam, a w poprzednim, pierwszym starcie miesiac temu zeszlam troche ponizej godziny, choc na luzie. Byly strefy czasowe, czyli wyniki na ktore mniej wiecej polujemy, ja rzucilam sobie haslem moze 55, ale jakos spontanicznie ustawilam sie duzo bardziej z przodu, bo bylo wiecej luzu niz na tylach. Mialam nadzieje, ze nie poniesie mnie euforia i nie zalapie tempa biegaczy, ktorzy faktycznie biegna na czas w okolicach 45 minut. Pierwsze dwa kilometry minely mi szybko, moze troche za szybko, bo nie wytrzymalam tempa z poczatku i kolejne 5 bieglam troche slabiej. Wlasciwie pierwsza piatka byla dla mnie nie za fajna, zaczely bolec mnie nogi i troche nie moglam wpasc w rytm, ale dobra muzyka w glosnikach niosla mnie :D Zahaczylam chyba kazdy punkt z woda, ta do picia i ta tryskajaca, do ochlodzenia; fajne zaskoczenie, bo byly jeszcze gabki. Trasa byla ciekawa, bo przebiegalismy przez plac firmy, ktora organizowala bieg, czyli International Paper, a tam pare grup pracownikow, ktorzy kibicowali plus w kilku innych miejscach bylo na prawde sporo kibicow, przybijali piatki, kibicowali - pozytywne to bardzo! Przez cala droge przesluchiwalam nowa plyte jednego z ulubionych i najbardziej inspirujacych mnie artystow, ale na ostatni kilometr wlaczylam piosenke w innych klimatach i sprawdzila sie swietnie, bo wbieglam na mete z nowym czasem, 55:19. Strasznie fajnie jest pokonywac wlasne granice slabosci i widziec wlasny rozwoj, wiec to byl tak troche najgorszy bieg, a stal sie najfajniejszym. I tak to co najbardziej mnie cieszylo, to medal :D Wiedzialam, ze jest limit i nie starczy dla wszystkich, wiec byla usatysfakcjonowana. Pierwszy raz bylam na biegu gdzie uczestnikow liczy sie w tysiacach, bylo ponad 3000 biegaczy, a ja z moim wynikiem bylam 1988. Te wszystkie liczby sa dla niektorych powodem do biegania, a dla mnie nie sa tak wazne, to co bardziej sie liczy dla mnie to emocje, atmosfera, nowe doswiadczenia, przygoda, przekraczanie wlasnych granic, poznawanie siebie na przerozne sposoby.
Gratuluję Ci Klaudio życiówki :) Złamana godzina- zazdraszczam i jeszcze raz wielkie graty !!! :) A medal jaki piękny :) Super !!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Serdecznie :)