niedziela, 23 sierpnia 2015

Gąsawska Masakra

Bieg w Gąsawie był jednym z najcięższych biegów dla mnie, ale zarazem najpiękniejszym, bo trasa mimo, że nie łatwa, to bardzo urokliwa, a na mecie moi najwspanialsi mali kibice i reszta rodzinki.
W Gąsawie przed samym biegiem odbyło sie kilka treningow, ale ja mialam okazje byc tylko na dwoch i juz wtedy widzialam, ze trasa potrafi dac w kosc, ale dzieki temu jest tez unikatowa i ukonczenie takiego trudniejszego biegu moze dac wieksza satysfakcje.
Akurat przed startem mało biegałam, więcej było innych aktywności, wiec nie spodziewałam się super wyniku, ale mimo wszystko chciałam pobiec, bo nie wyniki są najważniejsze. Rzadko albo niewiele rozciagam sie przed biegiem, wiec tylko troche potruchtalam, kilka sklonow i czekam na bieg. Inni biegacze rozgrzewali sie przy Zumbie, moja siostra tez bardzo chciala, to chwile jej potowarzyszylam, ale to zdecydowanie nie dla mnie :D Najpierw odbyly sie biegi dla dzieci, ktore ja strasznie lubie, bo fajnie, ze oprocz glownego biegu sa tez dystanse dla innych, no i radosc maluchow z medali na szyi tez jest urocza :) Kilkanascie minut do startu, pare chwil wczesciej startowalo jeszcze sporo osob na kijkach, fajnie, ze byla rowniez rywalizacja pomiedzy wielbicielami Nordic Walkingu.W koncu czas na nas, biegaczy. Chwila czekania na starcie... 3, 2, 1 i ruszamy. Mnie troche ponioslo i z przodem za bardzo pobieglam i troszke za szybko, czego zalowalam potem, bo troche sil zabraklo przez to pozniej, ale zycie. Trasa ciekawa, bo sporo natury, ktora uwielbiam, ale srednio biegnie sie po takich bardzo piaszczystych, waskich terenach, a dookola przez dlugi odcinek tylko... kukurydza. Trzeba bylo troche pod nogi uwazac, zeby sie nie wywrocic, bo sporo drzew na niektorych odcinkach, wiec i korzeni, ale wszyscy, chyba, dali rade. Bylo bardzo upalnie, wiec idealnie, ze na dwoch punktach pojawili sie strazacy z wezami i woda, ja nigdy nie omijam takich efektow specjalnych na trasie. Bylo w miare spokojnie i fajnie, az do 7, 8 kilometra, gdzie te nieszczesne podbiegi sa, a zwlaszcza jedna gorka. Wiekszosc trasy bieglam niestety sama, bo akurat bylam pomiedzy dwoma grupkami, gonilam tych z przodu, ktory biegli dosc szybkim tempem, ale dogonic nie moglam, a za to tempo tych za mna juz za wolne dla mnie.
Srednio sie biegnie w takim zawieszeniu, ale pewnie i pozytywy sie znajda.
Przetrwalam gorke, ani razu sie nie zatrzymalam, a nawet koncowke, z gorki, troszke przycisnelam i na mecie pojawilam sie z wynikiem 55:35. Otarlam sie prawie o swoja zyciowke(55:19), co na tej trasie bylo niespodziewane :)  Choc z drugiej strony gdyby nie to szarzowanie na poczatku, moze byloby jeszcze lepiej? Tego juz sie nie dowiem, ale patrzac juz teraz z perspektywy czasu to bylo warto wziac udzial(zreszta zawsze warto biegac), jestem zadowolona i ciesze sie, ze zaliczylam Gasawska masakre i oczywiscie za rok znow zamierzam sie pojawic :))
I super, ze tak licznie pokazala się ekipa Pałuki Running Team, czyli ekipa swietnych zapaleńców! :)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz